Jak co roku 5 lutego Zamojskie Amazonki obchodzą święto swojej patronki św. Agaty.
Dziś o godz. 10.00 w kościele św. Michała Archanioła w Zamościu rozpocznie się msza św. pod przewodnictwem biskupa diecezji zamojsko-lubaczowskiego Mariana Rojka w ramach obchodów Diecezjalnego Dnia Chorego i wspomnienia św. Agaty, patronki Amazonek. W tym roku hasłem wydarzenia są słowa: „Nadzieja zawieść nie może” (Rz 5,5) i umacnia nas w ucisku”.
To okazja do rozmowy i refleksji. Z Diecezjalnym Duszpasterzem Chorych i Niepełnosprawnych ks. Karolem Jędrzuszczakiem rozmawiała Małgorzata Sobczuk.
5 lutego szczególnie pamiętamy o osobach, które potrzebują tego wsparcia w zakresie zdrowia, też w zakresie wsparcia duchowego, bo choroba jednak jest czymś trudnym, trudnym też do przyjęcia i przeżycia.
‒ Dokładnie 5 lutego w naszej diecezji już co roku razem z Amazonkami świętujemy Światowy Dzień Chorego, który generalnie przypada 11 lutego, nazwą słynnej Matki Bożej z Lourdes. Łączymy razem te dwa wydarzenia, bo nasze Zamojskie Amazonki to też doświadczenie cierpienia, choroby, a więc też ten jeden cel, żeby zgromadzić się wspólnie przy Chrystusie Najlepszym Lekarzu i Naszym Odkupicielu. Pragniemy właśnie w ten sposób świętować, zawsze co roku w kościele św. Michała Archanioła.
Co roku spotykamy się, by prosić Pana Boga o wsparcie, modlimy się o te siły, które są potrzebne do pokonywania choroby. Ksiądz, na co dzień jako duszpasterz chorych pracuje z tymi osobami, spotyka się z nimi bezpośrednio, dotyka tego cierpienia. Co to są za spotkania, czego też uczą?
‒ Myślę, że przede wszystkim są to spotkania z człowiekiem, który potrzebuje pomocy, który potrzebuje opieki, obecności. Te spotkania uczą przede wszystkim pokory, ale też pokazują, że kiedyś i ja tak mogę żyć, kiedyś i ja też mogę zachorować. Nikt z nas nie może sobie pomyśleć, że ja nigdy nie zachoruję, nie będę miała jakiejś operacji, nie wyląduję w szpitalu.
To dotyczy każdej i każdego z nas. To uczy przede wszystkim cierpliwości, wsłuchiwania się w potrzeby chorego. Czasem chorzy narzekają, że są to dla nich nieproste rzeczy. Dlatego musimy się wpatrywać w Chrystusa dobrego Samarytanina, który służy bez względu na to, w jakim człowiek jest stanie i zauważa i ponosi koszty. Chce, żeby ten człowiek był przy Bogu przede wszystkim, przy Nim, ale też żeby on, jeżeli jest taka wola, wyzdrowiał i dalej cieszył się tą łaską przebywania ze swoim bliskim.
To są też trudne rozmowy. Padają nieraz pytania, dlaczego mnie to spotkało, czy Bóg o mnie pamiętał, czy Bóg mi to dał? Jak odpowiadać na takie pytania, by człowieka chorego wesprzeć, dać mu zrozumienie?
‒ Po pierwsze, Bóg nigdy cierpienia nie chciał, to musimy sobie uświadomić. Po drugie, jeżeli cierpienie jest w naszym życiu, to warto, żebyśmy sami najpierw się zastanowili, czy zawiniliśmy, bo na przykład nie leczyliśmy się, bo na przykład mieliśmy taki a nie inny tryb życia, no sorry, ponosimy konsekwencje swoich wyborów. Kiedy przychodzi cierpienie niezawinione całkowicie, to warto naprawdę przemyśleć to, że Pan Bóg jednak coś chce nam przez to powiedzieć. Więc jedno i drugie, cierpienie to zawinienie i niezawinienie. Możemy przebywać i powinniśmy przeżywać je z Panem Bogiem. Bo kiedy przeżywamy to sami, to wchodzi w nas zobojętnienie, wchodzi w nas bezsens. A kiedy przeżywamy je z naszym Panem Jezusem Chrystusem, to widzimy sens wszystkiego. Do tego trzeba dotrzeć. To nie są proste rozmowy, to nie są proste spotkania. Zawsze jest łatwiej ludziom, którzy wierzą w Jezusa Chrystusa, ale to nie znaczy, że tak to łatwo przychodzi. Największa siła jest właśnie wtedy, kiedy On przychodzi do nas w sakramentach, w pokucie i pojednaniu, w Eucharystii i przede wszystkim w sakramencie namaszczenia chorych, kiedy on umacnia nas swoją mocą i te nasze cierpienia łączy ze sobą w Zbawczym Krzyżu.
Spotykamy się na rozmowie w takim szczególnym czasie, kiedy trwa rok jubileuszowy. Mamy patrzeć z nadzieją na Boga, na człowieka. Jak to robić na co dzień, żeby też pamiętać w tym wszystkim o chorych, tych często zapomnianych chorych?
‒ Tak sobie myślę, że przede wszystkim musimy zgłębiać czym jest nadzieja. Nadzieja to jest cnota. To jest taka dyspozycja w nas, z którą mamy współpracować i nigdy się nie poddawać. Przede wszystkim nadzieja człowieka wierzącego jest w życiu wiecznym. Od momentu chrztu my jesteśmy wszczepieni w życie wieczne. Jezus nas zbawił, Jezus za nas cierpiał na Krzyżu, odkupił nasze grzechy i to jest nasz cel i właśnie w tym jest nadzieja. Nigdy nie przywiązywać się do ziemi. To co męczy najbardziej nawet człowieka chorego to to, że cały czas jest przywiązany do swoich planów. Do tego, że jeszcze tyle powinien zrobić. Do osób. Przecież chciałbym jeszcze wnuki zobaczyć, jeszcze wychować. A nawet w stosunku do ludzi w młodym wieku. Dlaczego ja? Nie przywiązujmy się do ziemi. Przywiązujmy się do Niego. I to jest nadzieja. To jest nadzieja w życiu.
Z nadzieją dziękuję za rozmowę.
‒ Bóg zapłać. Pozdrawiam wszystkich chorych, cierpiących. Gdziekolwiek jesteście, w waszych domach, zawsze pamiętam o was w modlitwie. Niech Pan Bóg Wam wszystkim błogosławi.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz