Zamknij

Przywracali wolność i normalność

06:57, 06.10.2018 Wojciech Hantz Aktualizacja: 08:45, 09.10.2018
Skomentuj

Pobyt na misji pokojowej jest szczególny i nie można go porównać do niczego innego. To trudny czas, nawet dla najtwardszych charakterów. Ja dzięki muzyce i przyjaźni wróciłem bez skazy czy urazów psychicznych. Nasz szalony pomysł by stworzyć w wolnym czasie zespół muzyczny w bazie wojskowej okazał się "strzałem w dziesiątkę".

- Czy po czasie służbowym miał Pan czas dla siebie, w którym mógł Pan odpocząć i zająć się jakimś hobby? - spytała psycholog.

- Na VII zmianie należałem do zespołu muzycznego, a na VIII już sam prowadziłem zespół. W tygodniu mieliśmy kilka prób, a w każdą niedzielę robiliśmy oprawę mszy św. - powiedziałem.

- Jest pan zdrowy. - usłyszałem w odpowiedzi.

Tak przebiegło w skrócie moje obowiązkowe spotkanie z psychologiem po powrocie z Afganistanu.

Na początku maja 2010 roku po trzymiesięcznym kursie dla operatorów bezzałogowych systemów latających w USA, zostałem oddelegowany na VII zmianę do Republiki Afganistanu do bazy w mieście Ghazni. W zespole z amerykańskimi operatorami brałem udział w operacji Enduring Freedom.

Był to mój pierwszy wyjazd i trwał dwie zmiany. Blisko rok spędziłem poza domem, a dodać trzeba jeszcze kurs w USA.

Mój czas pracy w bazie był wyznaczany godzinami lotów. Czas wolny zależał od zasad lotów i wymogów sprzętu. Pozwalało mi to zagospodarować godziny wolne, gdy inni nie zawsze mogli zaplanować swój czas. Praca w bazie to czuwanie przez 24 godziny na dobę. Często nie pozwala to planować niczego, co zabiera więcej czasu. Nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba będzie wszystko porzucić i stawić się na służbie.

Każdy by nie "zwariować", musi znaleźć sobie coś, co pozwoli oderwać i uspokoić myśli, hobby, pasję czy zajęcie dające relaks. Tak jest w cywilu, tak też jest na misji.

Siłownia, bieganie, czytanie, TV, oglądanie filmów, słuchanie muzyki - to podstawowe sposoby spędzania czasu. Do dyspozycji mieliśmy bibliotekę w klubie żołnierskim oraz kawiarenkę internetową. Przeczytałem prawie wszystkie książki, które mnie interesowały oraz te, które przywieźliśmy ze sobą. Wymiana książek oraz filmów między kolegami powiększała liczbę tytułów do przeczytania.

Ja znalazłem dodatkowy sposób, by spędzać czas wolny. Na VII zmianie p.płk Jacek Dybaś zawiązał zespół "Ghazni Sunday Occasional Band". Jacek wielki miłośnik muzyki, grania i śpiewania wszędzie zabierał swoją gitarę nawet do Afganistanu.

Naszym głównym zadaniem była oprawa muzyczna mszy św. w warunkach wojskowych to wyjątkowa rzecz. Czyniło to mszę bardziej uroczystą i pozwalało innym lepiej przeżyć obrządek. Msza odbywała się na otwartej przestrzeni, więc słychać nas było na całej bazie. Ściągaliśmy na msze nie tylko stałych bywalców, spora część widzów przychodziła, aby posłuchać nas.

Miejsce do prób znaleźliśmy u kapelana, gdzie było najspokojniej. Kapelan również posiadał instrumenty. Bezpośrednio po mszy organizowaliśmy krótki "świecki" występ. Repertuar był różnorodny: szanty, poezja śpiewana, klasyka rocka. Przykład naszego grania można znaleźć w internecie wyszukując tytuły : "Ciągle spada" i "Czas rotacji".

Na zmianie VIII zostałem sam z całego zespołu. Jednak szybko znalazłem grono chętnych do śpiewania i grania. Razem zebrało się nas 12 osób. Nowo powstały zespół otrzymał nazwę "Hans Band". Próby odbywały się w nowo wybudowanej kaplicy. Mieliśmy też większy dostęp do instrumentów, gdyż korzystaliśmy ze sprzętu amerykanów - mieli go po prostu więcej.

Taką dużą grupą postanowiliśmy robić coś więcej poza oprawą mszy i godzinnym koncertem po niej. Gdy w TV ukazał się felieton o niepełnosprawnym Rafałku, chłopcu bez rąk i nóg, postanowiliśmy wspomóc jego rehabilitację i zorganizowaliśmy duży koncert "Dla Rafałka". Jeden z naszych kolegów skomponował piosenkę specjalnie dla niego.

Tę akcję charytatywną wówczas wspomogło wielu żołnierzy polskich i amerykańskich, a także pracowników cywilnych. Zebrane środki osobiście zostały przekazane Rafałkowi.

09 stycznia 2011 roku organizowaliśmy 19 finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Tym razem występowaliśmy jako support dla zespołu "Czasza". Poza graniem zorganizowaliśmy także inne atrakcje: poczęstunek pierogami, pokaz sprzętu ratowniczego, zmagania strongmenów, strzelanie ze specjalistycznej broni, jazdę ciężkimi pojazdami amerykańskimi i naszymi. Na zakończenie wspólnie zagraliśmy "Viktorię" Dżemu.
Do dziś mam plakat, który wisiał na scenie wraz z podpisami organizatorów. Oczywiście Jurek Owsiak odwiedził bazę w Ghazni. Przyleciał właśnie z powodu naszego finału. Podczas spotkania z Jurkiem zagraliśmy w kaplicy kilka piosenek, opowiadaliśmy co tu robimy i co gramy. Przez kilka dni jakie Jurek spędził w bazie spotykałem go niejednokrotnie. Finał i wizyta Jurka to niezapomniane przeżycia.

Moja przerwa od Afganistanu trwała rok i zameldowałem się na kolejnych XI i XII zmianie. Był tam działający zespół i tym razem moja rola ograniczała się do słuchania.

Autor: Wojciech Hantz Weteran wojny w Afganistanie. Wdowiec, samotnie wychowujący dwie niepełnosprawne córki. Motocyklista, tancerz w ZPiT "Zamojszczyzna". Aktywny zawodowo i społecznie.

(Wojciech Hantz)

Weteran wojny w Afganistanie. Wdowiec, samotnie wychowujący dwie niepełnosprawne córki. Motocyklista, tancerz w ZPiT „Zamojszczyzna”. Aktywny zawodowo i społecznie.

Wojciech Hantz

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%