Ulubionymi portretami znakomitego malarza Stanisława Pasiecznego z Zamościa są portrety matki i babki. Najpiękniejsze kwiaty, które utrwalił już na zawsze, to maki. Artysta nigdy nie rozstanie się z obrazami, na których uwiecznił, uczestniczące w rekonstrukcjach bitew, konie.
Mistrz Pasieczny jest absolwentem Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Zamościu i Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Uprawia perfekcyjne warsztatowo malarstwo olejne i akwarelowe, grafikę artystyczną i użytkową, lubi też pastele. W jego dorobku artystycznym znajdują się prace niepowtarzalne i rozpoznawalne. Spektakularną ekspozycję prac wirtuoza pędzla Stanisława Pasiecznego, którego pejzaże miejskie są wizytówką Zamościa, zaprezentowało Biuro Wystaw Artystycznych - Galeria Zamojska.
Wernisaż wystawy pt. „Kobiety konie kwiaty” (11.10) przyciągnął tłumy miłośników twórczości Stanisława Pasiecznego. Jego pracami zachwyca się już trzecie pokolenie zamościan i nie tylko. Możliwość spotkania z Artystą i podziwiania jego prac w salach wystawienniczych BWA, to prawdziwa uczta dla zmysłów. Zachwyt i pełne uznania dla malarskiego rzemiosła słowa płynęły z każdej strony. Kolejka, po autograf Stanisława Pasiecznego w katalogu jego wystawy, nie mała końca.
Wystawa potrwa do końca 2024 roku w samej jej esencji, czyli najpiękniejszych prac, które wybrał cieszący się uznaniem i wielką popularnością Stanisław Pasieczny. To doskonały moment do odkrywania twórczości tego wybitnego malarza dla tych, którzy jeszcze prac wybitnego Artysty nie poznali. Jego malarstwo jest eleganckie i niewymuszone. Potrafi, jak mało kto, przełożyć niemal dosłownie wszystko na język malarstwa – portrety kobiet, konie, a naturę wprost ożywia. A wszystko to przy pomocy koloru. Świat, który stworzył w swej sztuce, w przeważającej części, jest barwny i radosny. Blask jego dzieł olśniewa, bo w jego pracach doskonale czytelny jest dorobek kolorystycznej dojrzałości. Efekty jego warsztatu malarskiego są imponujące. A prace mają jedną cechę wspólną, są perfekcyjne. Pan Stanisław ma nieprzeciętny talent, którym uwodzi widza. Siła sugestii płynąca z jego obrazów jest jednym z dowodów malarskiej wirtuozerii. Artysta urzeka i uwodzi widza, ale nigdy w sposób powierzchowny czy banalny. Jego malarska opowieść o świecie i życiu jest przenikliwa, intrygująca i pociągająca. Przy tym, jego dzieła są wypracowane do ostatniego detalu.
***
Utalentowany Artysta oprowadza mnie po swojej wystawie, gdzie główną rolę odgrywają kobiety, konie i kwiaty. To sama kwintesencja jego twórczości, tematyka, która zapoczątkowała drogę artystyczną Stanisława Pasiecznego, kiedy po studiach na ASP w Krakowie zawitał do Tomaszowa Lubelskiego i tam po raz pierwszy pokazał swoje prace.
- Jest to powtórka hasła mojej pierwszej wystawy. Po latach, chciałem ją pokazać w nowym wydaniu – podkreślił Stanisław Pasieczny.
Kobiety znalazły swoje znaczące miejsce w twórczości Pasiecznego. A powodem – jak podaje Artysta – jest fakt, że zawsze interesowały go twarze i ręce. Obojętnie gdzie był, zawsze je obserwował, ponieważ twarze to podobizna, charakter. Także dlatego w pracach pojawiły się portrety babek pana Stanisława. Na wystawie zaprezentował dwa obrazy babki Karoliny, mamy jego mamy. Na jednym jest babcia Karolina jako młoda osoba. Portret powstał na podstawie zachowanego pocztówkowego zdjęcia, gdzie u fotografa babka siedziała na środku, a rodzina stała obok. Przy pracy nad obrazem niezbędne było szkło powiększające. Następny obraz także malowany na podstawie zdjęcia, ale babki jako już starszej osoby. Jak zauważa Stanisław Pasieczny - babka w białej bluzce przypomina mu Marię Konopnicką. W tle obrazu Artysta umieścił kościół, cmentarz oraz kaplicę rodziny Lipczyńskich, właścicieli Krynic.
- Babka mieszkała na Polanówce, ale do kościoła chodziła do Krynic i na krynickim cmentarzu parafialnym jest pochowana. Jest też portret ciotki z kogutem. Ciotka ma w tej chwili 97 lat i mieszka w Janówce. Jest w formie, pamięć jej dopisuje i nie może wytrzymać bez pracy. Kilka lat temu, będąc u ciotki, zrobiłem jej zdjęcie: „Babka z Janówki, kogut z Polanówki”. To taki żart. A kogut był bardzo ładny. Jest też obraz koleżanki ze studiów. Miałem zdjęcie i szkice. Jest obraz o tytule „Kropek”. Tak nazywaliśmy kota dlatego, że ma tu białą „koloraturkę”. Może też być „z jabłkiem” lub „zamyślona”, a kot jej broni. To moja znajoma z Tomaszowa. Jest obraz „Czy czuje pan mrowienie?”, czyli młodość i starość. Mamie zrobiłem kilka portretów i rysunków. Jest rysunek, do którego moja mama pozowała. Jej portret, wiszący przy drzwiach sali, namalowałem już ze zdjęcia. Są portrety koleżanek z Hrubieszowa i z Zamościa. Oczywiście jest portret mojej żony, nazwałem go „Karnawał”. I taki żart na podstawie obrazu „Dziewczyna z perłą” Vermeera. Namalowałem zamyśloną, samotną dziewczynę, siedzącą przy stoliku, na którym stoi puszka piwa marki „Perła”.
Stanisław Pasieczny uchylił rąbka tajemnicy warsztatu. Jak przyznał - zwykle zaczyna od zrobienia szkicu, rysunku. Potem maluję całość postaci, a potem twarz i ręce, czyli detale. Np. w portrecie „Dziewczyna z perłą” jest dziwny rytm rąk, wreszcie twarz, z lekkim ukosem w lewą stronę, jakby przetrzymywała ten ruch rąk, który trzeba przyhamować poziomem blatu stołu. Ale generalnie to twarz należy wykadrować w prostokącie kartonu.
- Staram się, żeby dziewczyna czy starsza osoba była podobna do tej osoby, jaką była. I kobiety, i konie, i kwiaty mają ten swój unikatowy charakter – podkreśla Pasieczny.
Konie jako temat pojawiły się już na wystawie w Tomaszowie Lubelskim. Ale też konie były w kręgu zainteresowania Artysty już wcześniej.
- Konie zacząłem malować już w liceum. Potem była przerwa. W czasie studiów powstały 2 lub 3 obrazy „końskie”. Na serio swoją uwagę skupiłem na koniach, jak w Komarowie zaczęły odbywać się rekonstrukcje bitwy z 1920 roku. Z synem Jackiem byliśmy tam kilka razy. Na miejscu nie jest możliwe narysowanie bitwy. A konie, jeżeli jest ich kilkadziesiąt, a tam może i setki, i grupy koni w ruchu, to wygląda bardzo fajnie. Robię zdjęcia, a w domu jest czas na wpatrywanie się w nie. Kiedyś, przed laty, prenumerowałem album – wszystko o koniach. Tam zobaczyłem, jaki ma być koń. Mnie najbardziej podobały się, najbardziej je lubiłem - konie Kossaka i Michałowskiego. Oni mieli odpowiednie warunki. Kossak wraz ze swoim bratem przez rok służyli w wojsku. Jeździł na koniu, lubił być w mundurze. Na koniu brał udział we wszystkich paradach, uczestniczył w polowaniach. Cesarz Wilhelm w zasadzie wynajął go do malowania koni. Koń był Kossakowi bardzo bliski do tego stopnia, że miał w domu wypchanego konia. Wskakiwali na niego ułani, a Kossak mógł swobodnie malować. Michałowski, jak już zaczął być malarzem pełną parą, zbudował pracownię, w której bezpiecznie podwieszał na pasach konia, a Michałowski mógł oglądać konia ze wszystkich stron – opowiadał Stanisław Pasieczny. I dodawał:
- Byłem na kilku plenerach w stadninie w Janowie Lubelskim i w Grabanowie. Nazywaliśmy je „końskimi” plenerami. Były warunki, że można było malować te konie. Najładniejsze konie pokazywali w Janowie. Były to przeważnie konie arabskie. One są ładne, potrafią jak panienki się mizdrzyć – głowami, szyjami, ogonami, nogami. Jak w cyrku. Dużo się dowiedziałem o koniach od dawnego dyrektora, który po wojnie szukał koni skradzionych przez Niemców. Jeździł do Niemiec i je zwoził do Janowa. Udawało mu się odebrać je Niemcom. Jest tu obraz z tego tematu pt. „Święto w Miechowie”.
Pan Stanisław zaznacza, że czasami tematy prac, choć są trudne, to wybiera je z przekory. To dotyczy zarówno malowania koni, jak i architektury Zamościa. Natomiast kwiaty maluje z powodu wielkiego sentymentu do nich.
- Z kwiatami żyłem od dzieciństwa. U nas w ogródku były różne kwiaty. Zainspirował mnie w nich kolor i forma. Tu każdy liść jest inny, każdy kwiatek inny. Nieraz liczyłem ile płatków ma dany kwiat i czy to się u mnie zgadza. Nie mam ulubionych kwiatów. Ale np. malowałem malwy, bo prawie jedna ściana domu w Polanówce obsadzona była malwami. Na płocie wisiały garnki. Malowałem też kwiaty siedząc na między pola w Polanówce. Tych kwiatów było sporo. Każdy z nich miał swój charakter, tak jak człowiek – mówi z błyskiem w oczach Artysta. Jak powiedział pan Stanisław, na obrazie „Za płotem” wiernie oddał otoczenie rodzinnego domu.
- Przed samym domem były lilie, potem była ścieżka, malwy, potem płot, a za płotem był znowu ogródek – wspominał Pasieczny. I dodawał: -Z kwiatami tak jest, że ludzie malują je w wazonie. A ja namalowałem ich „na żywca”, jak rosną w ogródku, od korzeni po kwiaty.
Sądzę, że kobiety szczególnie cenią twórczość Stanisława Pasiecznego za kwiaty. Są tak olśniewające, że wprost nieśmiertelne. Chciałoby się je włożyć do wazonu. Tu pan Stanisław przypisał ogromną rolę światłu. Kolory nie miały by takiego czaru, gdyby nie światło.
- Światło buduje i formę i stwarza ten nastrój, ciepło. I wtenczas wydaje się, że liście drgają, kwiatki rosną. Widać ten ruch roślin na wietrze – zauważa Stanisław Pasieczny.
Artysta używa czystych kolorów. Nie lubi filetu i cytrynowych żółci. Jeżeli już, to skondensowaną, mocną żółć. Lubi brązy, czerwienie, ugry i zieleń, choć jest trudnym kolorem.
W pracach podkreśla swoje związki ze wsią. Przyznaje się do nich. Podobają mu się wypowiedzi Stanisława Baja i jego malarstwo. Baj malował portrety swoich sąsiadów ze wsi, namalował chyba dwieście portretów matki, a także nadbużańskie krajobrazy i rzekę Bug. Ostatnio Artysta zaczytuje się książkami Wiesława Myśliwskiego, przyjaciela Stanisława Baja.
Malarstwo Stanisława Pasiecznego zachwyca. Są tu obrazy, od których nie chce się odejść. Jego dzieła są bardzo wypracowane. Dużo w nim emocji i nostalgii. Artysta prezentując wystawę „Kobiety konie kwiaty” spełnił swój cel, „żeby ta druga duża wystawa po tej, która była w 2015 roku w Biurze Wystaw Artystycznych – Galerii Zamojskiej, była lekka i zrozumiała”.
I na koniec rozmowy, zapytany, czy wskaże swoje ulubione obrazy, z którymi nie chciałby się rozstać – pan Stanisław odpowiada. -Są takie obrazy. To portret babki Karoliny, potem portret mamy, konie, czyli wszystkie akwarele z końmi, potem obraz maków. I jeszcze babka „W atelier” z 2019. Próbowałem załatwić to tłem, jakby to było u fotografa.
Stanisław Pasieczny, guru zamojskich artystów, nie musi czekać na wenę twórczą. Dodaje, że to oczekiwanie na wenę to tylko dobrze brzmi w książce i w filmie, choć jest coś takiego, że czasem coś „połaskocze” wnętrze i chce się malować. Stanisław Pasieczny w malarstwo wniósł swój niepowtarzalny styl i charyzmę, stając się artystyczną osobowością nie do przecenienia.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz