Prokuratura Okręgowa w Warszawie oskarżyła szeregowego pełniącego służbę w 1 Warszawskiej Brygadzie Pancernej (Batalion Zmechanizowany w Białej Podlaskiej) o przekroczenie swoich uprawnień określających zasady wykorzystania broni palnej w ograniczonym zakresie, "polegającym na jej wykorzystaniu w celu zaalarmowania lub wezwania pomocy".
Strażnicy graniczni i wojskowi zeznawali w czwartek przed sądem w Lublinie w procesie żołnierza oskarżonego o przekroczenie uprawnień. Według śledczych, oddając w marcu 2024 r. strzały przy granicy z Białorusią, stworzył zagrożenie dla innych osób. 25-latek nie przyznaje się do winy.
Według ustaleń śledczych na granicy z Białorusią w okolicach Dubicz Cerkiewnych (Podlaskie) oddał 12 strzałów z broni służbowej wzdłuż drogi granicznej, w kierunku znajdującej się na tej drodze grupy osób złożonej z 10 nielegalnych migrantów, dwóch funkcjonariuszy SG i dwóch żołnierzy. Zdaniem prokuratury, strzelając w ten sposób, oskarżony naraził ich na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Początkowo akt oskarżenia trafił do Wojskowego Sądu Garnizonowego w Warszawie, ale w czerwcu br. sprawę przekazano do merytorycznego rozpoznania Wojskowemu Sądowi Garnizonowemu w Lublinie ze względu na to, że większość osób wezwanych na rozprawę mieszka bliżej tego sądu. Na pierwszej rozprawie we wrześniu br. przesłuchano oskarżonego, który nie przyznał się do popełnienia zarzuconego mu czynu - wynika z informacji przekazanych PAP przez rzecznika Wojewódzkiego Sądu Okręgowego w Warszawie, sędziego płk. Tomasza Krajewskiego.
Na kolejnej rozprawie w czwartek lubelski sąd przesłuchał świadków, a zarazem pokrzywdzonych w tej sprawie: dwóch żołnierzy i dwóch funkcjonariuszy Straży Granicznej, a także żołnierza, z którym oskarżony pełnił wówczas razem służbę na posterunku.
Wojskowi zgodnie przed sądem twierdzili, że 25-latek jest człowiekiem spokojnym, nieagresywnym, dobrze operuje bronią i jest dobrze wyszkolony. Nie wiedzą też nic na temat jego ewentualnych uprzedzeń do osób pochodzących z Bliskiego Wschodu i Afryki. Żołnierze podkreślali, że w marcu 2024 r. nasiliła się liczba nielegalnych migracji z Białorusi do Polski, a także ich agresja w stosunku do polskich służb.
- Nigdy w życiu nie było tak niebezpiecznie - mówił jeden ze świadków.
Odnosząc się do zdarzenia z 24 marca 2024 r., funkcjonariusze opisywali, że słyszeli wiele strzałów przy granicy. Sami też oddawali je w powietrze, ale akcja była bardzo dynamiczna i skupiali się wtedy na odparciu ataku agresji ze strony migrantów, którzy rzucali w nich kamieniami. Świadkowie zaznaczali, iż czuli, że ich zdrowie lub życie było wtedy zagrożone, ale ze strony migrantów.
W ocenie jednego z żołnierzy biorących udział w akcji lufa oskarżonego "nie była skierowana w jego kierunku". Z odczytanych zeznań innego ze świadków wynika, że oskarżony miał "broń skierowaną przed siebie", ale - jak zaznaczył w sądzie - żołnierz ma prawo użyć broni w stronę agresora w sytuacji zagrożenia życia jego lub innych osób.
- Wszyscy byliśmy wtedy pod zagrożeniem życia - mówił w czwartek świadek.
Wyjaśniali, że nie czują się pokrzywdzeni w tej sprawie przez oskarżonego. Sam 25-latek w tym kontekście dodał, że "gdyby strzelał w kierunku świadka, to by go trafił".
Oskarżony nie był dotychczas karany. Następny termin rozprawy wyznaczono na 28 października br.
Z aktu oskarżenia wynika, że wczesnym popołudniem 25 marca 2024 r. przy granicy z Białorusią w rejonie Dubicz Cerkiewnych doszło do nielegalnego przekroczenia granicy przez migrantów. Za pomocą samochodowego lewarka rozgięli oni przęsła stalowej bariery i przeszli na stronę polską, niosąc drabiny, które miały posłużyć do pokonania kolejnej przeszkody, czyli zwojów drutu ostrzowego - concertiny.
Patrole polskich służb zauważyły nielegalne przekroczenie granicy. Żołnierze i funkcjonariusze SG zaczęli biec w tym kierunku, oddając jednocześnie strzały alarmowe w powietrze. Strzały usłyszeli żołnierze z kolejnego posterunku. Usłyszał je też oskarżony i drugi szeregowiec, którzy zaczęli biec w kierunku, gdzie przez granicę przeszli migranci.
"W czasie biegu oskarżony, znajdując się od ok. 210 metrów do ok. 164 metrów od tego miejsca, przyjmując za każdym razem postawę strzelecką, oddał łącznie 12 strzałów z broni służbowej wzdłuż drogi granicznej w kierunku znajdującej się na tej drodze grupy osób złożonej z migrantów, funkcjonariuszy SG i żołnierzy" - wynika z ustaleń śledczych.
Według prokuratury spośród tych 12 strzałów - trzy pociski rykoszetowały po uderzeniach w słup betonowy, ziemię i zwoje drutu kolczastego. Pozostałe dziewięć przeszło obok grupy. W tym czasie migranci cofali się na stronę białoruską, rzucając gałęziami i kamieniami w stronę funkcjonariuszy i żołnierzy, na co ci reagowali rozpylaniem gazu łzawiącego.
Swoje ustalenia prokuratura oparła na zapisie systemu kamer perymetrycznych wzdłuż granicy. Na podstawie tych nagrań wydane zostały również opinie z zakresu rekonstrukcji 3D i badań wizyjnych oraz z zakresu badań broni i balistyki.
"Biegły z zakresu badań broni i balistyki stwierdził, że pociski wystrzelone w czasie dziewięciu strzałów, które nie rykoszetowały, miały energię wystarczającą do spowodowania zranienia lub śmierci człowieka, zależnie od miejsca trafienia, na całym torze lotu" - podała prokuratura.
Podejrzany żołnierz w trakcie śledztwa nie przyznał się do zarzutów. Wyjaśniał, że do zauważonych migrantów krzyknął "Wojsko Polskie, stój", następnie "Wojsko Polskie, stój, bo strzelam", po czym oddał strzały - w jego ocenie - w kierunku bezpiecznym, tj. pod lekkim kątem w powietrze, aby zaalarmować sąsiednie posterunki. Wskazał, że były to strzały zarówno alarmowe, jak i ostrzegawcze.
Sprawa tego incydentu i zatrzymania wówczas trójki żołnierzy w związku z oddaniem strzałów na granicy z Białorusią nagłośniona została w mediach w czerwcu 2024 r. Stała się przedmiotem gorącej dyskusji politycznej dotyczącej tego, czy polscy żołnierze mają prawo użycia broni w ochronie granicy z Białorusią i czy nie będą pociągani do odpowiedzialności.
Chodziło też o sposób zatrzymania żołnierzy przez ŻW. Onet, który pierwszy opisywał okoliczności incydentu na podstawie anonimowych źródeł, podał wtedy, że "trzech chłopaków z kompanii wyprowadzono w kajdankach jak bandytów".
31 sierpnia 2024 r. weszła w życie ustawa o wsparciu działań żołnierzy i funkcjonariuszy broniących granicy. Przepisy te przewidują możliwość użycia wojska do samodzielnych działań - nie tylko do wsparcia służb MSWiA - w czasie pokoju na terytorium kraju, a także wprowadziły pojęcie operacji wojskowej prowadzonej na terenie kraju w czasie pokoju. Zapewniają również pomoc prawną żołnierzom i funkcjonariuszom służb w razie postępowania związanego z użyciem przez nich broni, regulują też m.in. zasady zatrzymania żołnierzy przez Żandarmerię Wojskową.
Ustawa wprowadziła też do Kodeksu karnego przepis, który wyłącza odpowiedzialność za czyny popełnione w określonych warunkach. Chodzi o użycie przez żołnierza lub funkcjonariusza broniącego granicy broni lub środków przymusu bezpośredniego z naruszeniem zasad, jeżeli zostały one zastosowane m.in. w celu odparcia bezpośredniego zamachu na życie, zdrowie lub wolność tego żołnierza lub innej osoby, a także przeciwdziałania czynnościom zmierzającym do zamachu na życie, zdrowie lub wolność tego żołnierza lub innej osoby. Warunkiem uznania, że takie działanie nie jest przestępstwem, są okoliczności wymagające natychmiastowego działania. (PAP)
gab/ rof/ akuz/ joz/
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu roztocze.net. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz