W Sali Senatu WSZiA (Collegium Novum) można oglądać malowidło powstałe w tradycyjnej technice mokrego fresku - rezultat warsztatów prowadzonych przez Międzynarodową Szkołę Fresku FRESCOPOLIS.
Pomysłodawczyni przedsięwzięcia - Wioletta Lewandowska, związana ze szkołą fresku - ideą tej historycznej techniki skutecznie zainteresowała władze miasta, stąd i Marcin Zamoyski, prezydent Zamościa, jak i Jan Andreasik, rektor WSZiA oraz kanclerz Adrzej Łygas byli obecni na uroczystym otwarciu "wystawy fresku", w sobotę 5 października.
Zanim fresk poddano oficjalnie ogólnej analizie zaprezentowana została wystawa prac artystów biorących udział w tym artystycznym przedsięwzięciu, które Zamość z Italią połączyło po raz kolejny. Niewielka grupa Włochów i Polaków pracowała pod kierunkiem Vico Calabro (TUTAJ wywiad) - znanego w świecie znawcy fresku, artysty uprawiającego nie tylko tę dziedzinę malarstwa. Prezentacja prac (także w budynku WSZiA) towarzysząca "uroczystej wystawie fresku" pozwoliła na zapoznanie się z warsztatem każdego z twórców. Łatwo było rozpoznać geometryczną abstrakcję naszego artysty Macieja Sęczawy, który malarstwem ściennym zajmuje się od dawna. Było też graficzne logo zamojskich warsztatów Frescopolis zaprojektowane przez Dorotę Bronikowską (dłoń Stwórcy ze znanego fresku Michała Anioła), uczestniczącą w przedsięwzięciu w charakterze ucznia - bo warsztaty miały na celu nauczenie i przybliżenie nam tej trudnej ale wartościowej techniki.
Nie mielibyśmy pełnej wiedzy na temat fresku gdyby nie wykład Sylwestra Piędziejewskiego, specjalisty od technik malarstwa ściennego, artysty i pedagoga związanego z warszawską Akademią Sztuk Pięknych. Prelekcja ta poprzedzająca uroczystą - pierwszą oficjalną prezentację zamojskiego fresku - rozwiała wszelkie wątpliwości formalne i technologiczne z freskiem związane. Z Vico Calabro Piędziejewski jest związany od wielu lat i nazywa go "przyjacielem polskiej sztuki", gdyż Vico dostrzega i ceni to, że w Polsce chcemy uczyć się tej ginącej techniki, którą Calabro propaguje na całym świecie już od czterdziestu lat. Trudność fresku wynika z faktu, iż od twórcy wymaga on cierpliwości, zręczności i szybkości pracy, ponieważ procesu nie można powtórzyć, nie można poprawiać błędów (znana jest przecież historia "Ostatniej Wieczerzy" Leonarda da Vinci, dla którego - z uwagi na niemożność poprawek - uprawianie "czystego" mokrego fresku stało się niemożliwe).
foto: Henryk Szkutnik
Malarz fresku to niemal jak malarz ikon. Musi mieć do tego pasję ale też i powołanie, bo fresk to wyzwanie, które uczy szacunku dla malarstwa. Barwy nie można położyć ot tak sobie, kolorów należy poszukiwać, a przy tym nakładać je z dużym wyczuciem odległości, z jakiej całe malowidło ma być oglądane. Piędziejewski naucza tej trudnej techniki na Akademii i robi to rzeczywiście z prawdziwą pasją z tą samą, z jaką uczestniczy w licznych freskowych projektach w kraju i za granicą. Nie ukrywa jednak, że nasza rzeczywistość dla tych, którzy opanowali tajniki fresku, nie jest świetlaną, gdyż potem najczęściej i tak pracują oni w innych dziedzinach - zwykle w agencjach reklamowych, bo artysta musi przecież z czegoś żyć. Fresk jest bowiem kosztowny. Wymaga dobrych farb - odpowiednich pigmentów, specjalnych pędzli i dobrego wapna. Ale jest za to trwały - pigment zawarty w farbie wiąże się ze ścianą na zawsze. Do dziś urzekają nas malowidła Giotta w Kaplicy Scrovegnich w Padwie czy w Bazylice św. Franciszka w Asyżu.
Cóż za dziwny zbieg okoliczności - ten pierwszy zamojski współczesny fresk, wykonany tradycyjną techniką, powstawał w czasie gdy kościół katolicki przypominał Św. Franciszka z Asyżu, którego wizerunek znamy przede wszystkim właśnie z fresków Giotta - pierwszego malarza nowożytnej Europy. Zaskakująca jest ciągłość historii. Warto wspomnieć, że Sylwester Piędziejewski zajmuje się rekonstrukcjami zabytkowych malowideł. Najważniejszą jego realizacją z ostatnich lat są niewątpliwie rekonstrukcje renesansowych malowideł na sklepieniu kościoła parafialnego w Brochowie - w miejscu, gdzie sakrament chrztu przyjmował Fryderyk Chopin. Obrazowa dokumentacja z tej realizacji - jak i wiele innych przykładów wykonywanych malowideł- była doskonałą ilustracją wykładu Piędziejewskiego, którego słuchało się z niemałym zainteresowaniem. Ten artysta dokonał też symbolicznego - można powiedzieć - zamknięcia całej imprezy. Na pozostawionej kwadratowej płaszczyźnie - w ostatnim pustym miejscu zamojskiego fresku - namalował (na oczach gości) z właściwą sobie precyzją antykizując kapitel - swoistą sygnaturę całego przedsięwzięcia. A jak wygląda ta zamojska polichromia, która z czasem stanie się zapewne tematem opracowań może nie tylko z dziedziny historii sztuki ? To swoisty rebus, bo - tak jak powiedział Piędziejewski - w malarstwie tego typu ważny jest przekaz - przesłanie, które z uwagi na trwałość tej techniki - pozostanie na długie lata.
W tym rebusie metafora splata się z realiami. Jest tu na przykład odcisk palca Bernarda Morando, który tak jak ciąg półkolistych arkad - jest pomysłem Macieja Sęczawy. Kielnia to swoisty atrybut malarz fresków, a św. Katarzyna z kołem patronuje uczniom, studentom i nauczycielom, także uniwersytetom i bibliotekom oraz wszystkim tym zawodom ( a może czynnościom), które mają cokolwiek wspólnego z kołem, bo wszystko kołem się toczy. Dobry duch z lirą - zwiewna i lekka postać - motyw tak charakterystyczny w grafikach Vico Calabro - patronuje całemu przedsięwzięciu i jest dobrym duchem, który spowoduje, że zasiane ziarno - jak zauważa Calabro - wyda w przyszłości kolejne owoce.
Izabela Winiewicz-Cybulska (wraz ze swoimi uczniami z zamojskiego Liceum Plastycznego wysłuchała wykładu i uczestniczyła w "uroczystej wystawie fresku").
0 0
Porządna szkoła w zakresie malowideł ściennych to była na przełomie lat 40 i 50m w zamojskim PLSP. - foto: http://archiwum.zam.pl/displayimage.php?album=166&pid=2851#top_display_media
Do tego stopnia, że w latach 90-tych,że doszło do anegdotycznej sytuacji. Fresk odkryto u franciszkanów, konserwatorzy pochylali się z "nabożeństwem" nad cennym zabytkiem. Dopiero po jakimś czasie zorientowano się, że pod freskiem, w ścianie przechodziła instalacja elektryczna. No chyba, że 300 lat temu zakonnicy podłączeni byli do sieci...
0 0
A więc nie pierwszy (jak w tytule)?
0 0
Nie. Nie pierwszy. Pierwszy zniszczono w katedrze zamojskiej.
0 0
Czy twoim zdaniem studenci i uczniowie z Ukrainy są szansą dla zamojskiej edukacji? Odpowiedz: Oczywiscie, ze TAK! To jedyna alternatywa na poprawe miernej frekfencji oraz sposob na pozyskanie zrodel finansowania dla. Czy Studenci z Ukrainy moga stanowic zagrozenie? Oczywiscie, ze NIE! Przygoda w edukacje z Zamojskim grodzie jest jedynie otwarciem bocznych drzwi do dalszej migracji w kierunku starej dobrej "zachodniej" europy. A dla naszych "uczelni" jedyna mozliwa alternatywa na przetrwanie.