Z Łukaszem Kiełbasą inicjatorem projektu "Horror na Roztoczu" - książki grozy, która w tym roku doczeka się drugiego tomu. O książce, kasie i ... obgryzaniu paznokci rozmawia Oliwia Bojar
Oliwia Bojar: Na początku od początku. Jak to w ogóle się stało, że powstała książka w takiej formie, o takiej lokalizacji a przede wszystkim o takiej strasznej tematyce?
Łukasz Kiełbasa: Miewałem swego czasu sny, takie dość straszne ba! hardcore'owe, horrorowe i pod koniec 2013 roku pomyślałem, że fajnie byłoby je zapisywać. Kiedy zacząłem to robić dosyć szybko nazbierało się ich około 30 w formie krótkich skryptów. Pomyślałem, żeby zrobić z tego książkę. Zadecydowaliśmy więc ze Zbigniewem Zygiem, który w naszym duecie zajmuje się częścią bardziej organizacyjną, że może powstać z tego coś ciekawego.
1 stycznia 2014 roku zaczęliśmy poszukiwania autorów, którzy mogliby te skrypty opracować w formie dłuższych opowiadań. W okolicach marca mieliśmy już wszystkie historie opracowane.
Oliwia Bojar: Czyli Twoje sny opracowywali inni?
Łukasz Kiełbasa: Tak. Rozbudowywali to, co ja zapisałem w skrócie, potem ja czytałem to jeszcze raz, przeredagowywałem. Chciałem żeby opowiadania były jak najwierniejsze moim snom. Wiesz, ciężko jest czasem przekazać sny komuś innemu. Jako, że część tych snów działa się na Roztoczu i w okolicach m.in. w Werbkowicach, bo stamtąd pochodzę, miały już swoją lokalizację odgórnie. Reszta snów nie, ale żeby opowiadania później tworzyły spójną całość postanowiłem, by umiejscowić je też na Roztoczu i w okolicach.
Oliwia Bojar: Tak było w przypadku pierwszej książki. A czym jest ta druga?
Łukasz Kiełbasa: Druga jest kontynuacją pierwszej, naturalnie. O ile przy pierwszej, pomysłów ze snów było około 30, o tyle przez ten rok, kiedy pracowaliśmy nad jej realizacją i promocją, sny śniły mi się nadal. Teraz tych pomysłów jest prawie 150. W sumie już przy pierwszej książce przy akcji na polakpotrafi (projekt w ramach którego działa platforma umożliwiająca finansowanie społecznościowe - przyp. red.) założyliśmy, że jeżeli uda nam się osiągnąć pewien pułap, to rozpoczniemy prace z drugim tomem. I tak też się stało. W drugim tomie wszystkie historie zaczynają się łączyć w większą całość. O ile pierwszy mógł wydać się zbiorem opowiadań, które nic poza tematem wspólnej lokalizacji czyli Roztocza nie łączy o tyle, przy drugim to połączenie wyda się już bardziej oczywiste. Tu też będzie wątek Alberta, który w pierwszym "Horrorze na Roztoczu" znalazł książkę z opowiadaniami grozy i zaczął ją czytać. W przypadku drugiego tomu ten watek jest bardziej rozwinięty i staje się już wątkiem prowadzącym całą opowieść. Będzie też zdecydowanie mniej kościołów.
Oliwia Bojar: O czym są prezentowane w książce historie, jaka jest ich myśl przewodnia i ich zadanie. One mają przestraszyć - zastraszyć? Jakie emocje mają wzbudzić w czytelnikach?
Łukasz Kiełbasa: Mają docelowo wzbudzić u czytających strach i przerażenie. Natomiast każdą z historii próbowaliśmy tak opracować, aby miała podwójne dno, powiedzmy morał, który w pewien sposób wyolbrzymia te lęki, których my rzeczywiście doświadczamy. Czasem nie wszystko idzie po naszej myśli i mimo tego, że robimy wszystko właściwie, to jednak historia może skończyć się źle. To uważam za dość istotne zadanie literatury grozy w ogóle - właśnie pokazanie, że nie tylko szczęśliwe zakończenia zdarzają się w życiu, ale też te gorsze. W naszych opowieściach do tych złych zakończeń prowadzą nie tylko naturalne czynniki, ale także te ponadnaturalne.
Na przykład w drugim tomie jest opowiadanie powiązane z naszym tematem i Zamościem - jest mężczyzna, który udziela wywiadu i opowiada o fantastycznej metodzie odchudzania którą jest ...zjadanie paznokci. W innym dzieciaki wyjeżdżają do dziadka na wieś. Nudzą się tam okropnie i szukają atrakcji. W rezultacie poszukiwań znajdują wielki kanał wypełniony wodą. Wskakują tam i to okazuje się ich największym błędem.
Oliwia Bojar: A można w waszych opowiadaniach znaleźć jakieś elementy diagnozy psychologicznej?
Łukasz Kiełbasa: Oczywiście, chociażby opierając się na fakcie, że opowiadania te wynikają ze snów i już samo to powoduje, że na ich podstawie można diagnozować. Zresztą część z tych historii przekazaliśmy do różnych interpretatorów snów i okazało się, że można je zinterpretować i mają podwójną głębię. Ukrywają lęki, które trawiły tę osobę, która śniła... czyli w sumie mnie (śmiech).
Oliwia Bojar: Jakie miejscowości z Roztocza pojawiają się w drugiej części "Horroru..."?
Łukasz Kiełbasa: Na razie nie chce jeszcze tego zdradzać. Do 11 lutego, na Facebooku, trwa sonda, gdzie czytelnicy mają wpływa na to w której miejscowości województwa lubelskiego i podkarpackiego, będzie się toczyć akcja. Czytelnicy wchodzą dzięki temu w interakcje z nami i tym samym współtworzą książkę. Aby zagłosować wystarczy polubić "Horror na Roztoczu" na Facebooku i tam zagłosować na podane miejscowości lub zaproponować własną. Na razie prowadzi Hrubieszów, drugi jest Bełżec, a potem Zamość. Można na bieżąco śledzić rozwój projektu na stronie www.horrornaroztoczu.pl.
Oliwia Bojar: Jak wygląda zbieranie środków na wydanie drugiego tomu?
Łukasz Kiełbasa: 28 stycznia na portalu polakpotrafi.pl ruszyła akcja, która potrwa 43 dni - do 12 marca. Jej celem, tak jak w przypadku pierwszej książki, jest sfinansowanie druku publikacji. Poza tym są ciekawe nagrody, które można uzyskać tylko teraz - czyli w czasie trwania akcji. Można w ramach nagród spotkać się z autorami, umówić z nimi na pizzę, porozmawiać poprzez Skype, można nawet wspólnie stworzyć opowiadanie do kolejnego zbioru. Ponadto można dostać książki z autografami albo te w których niektórzy już wcześniej maczali palce (czyli ich własne). Jak ktoś chce i odpowiednią - wskazaną kwotą wesprze projekt to może wystąpić w książce jako ambasador honorowy i pojawić się tam wraz ze swoim zdjęciem i krótką biografią.
Oliwia Bojar: Z tego co już powiedziałeś wiemy, że w akcji polakpotrafi chodzi o zebranie środków na wydruk książki. Ale jak to wygląda - czy są to dobrowolne wpłaty czy z góry ustalone kwoty?
Łukasz Kiełbasa: Wesprzeć nas można różnymi kwotami, ale ta akcja to też przedsprzedaż, która trwa do 12 marca. Jest kilkanaście opcji wsparcia projektu od 1 zł do 250 zł. Każdej sumie odpowiada to co otrzymuje się w zamian- gadżety, książki, wspomniana już pizza z autorem. Szczegóły znaleźć można na stronie polakpotrafi.pl/horror-na-roztoczu-2. Za każdą wskazaną kwotę jest jakaś nagroda, ale książkę fizycznie dostanie się wtedy, gdy zostanie ona wydrukowana czyli prawdopodobnie w kwietniu. Jeżeli zbierzemy 3739 zł akcja się powiedzie. Drugi próg wsparcia to 6203 zł. Jeśli uda nam się zebrać taką kwotę wystarczy nam na ogólnopolską dystrybucję.
Oliwia Bojar: Czyli znowu pokonujecie tę samą drogę, którą szliście w przypadku pierwszej części?
Łukasz Kiełbasa: Przy pierwszej książce też zebraliśmy autorów, zaczęliśmy już tworzyć, uruchomiliśmy akcje na polakpotrafi, tam można było kupić książkę w przedsprzedaży, chcieliśmy zebrać określoną kwotę aby książkę wydać. Udało nam się zebrać ponad 300% tej kwoty więc całkiem sporo. Pierwszą część promowaliśmy tylko na Roztoczu, teraz współautorzy promować ją będą także w innych miastach np. w Lublinie, Gnieźnie, Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie, Jarosławiu czy chociażby w Dublinie w Irlandii.
Oliwia Bojar: A kim są ci współautorzy? To ludzie związani w jakiś sposób z pisarstwem?
Łukasz Kiełbasa: Tak. Są związani z pisarstwem. Wszystkich twórców jest 13, włącznie ze mną. W tym 1 ilustratorka, która stworzyła wszystkie ilustracje do naszych 15 opowieści. Jest jeszcze 11 współautorów którzy (prawie wszyscy) mają już na koncie dzieła swojego autorstwa. W większości nie są to też osoby związane z pierwszą częścią. Tam było 13 ilustratorów i 11 autorów, teraz te proporcje uległy zmianie. Związani z pierwszym tomem są tylko Renata Kiszczak i Marek Zychla, którzy nie pochodzą z Roztocza.
Oliwia Bojar: A jak wyglądały poszukiwania autorów?
Łukasz Kiełbasa: Przy pierwszym tomie szukaliśmy chętnych przez internet - dawaliśmy ogłoszenia na różnych portalach, pisaliśmy że można wziąć udział w fajnym projekcie, w realizacji książki i jeżeli ktoś umie pisać to zapraszamy. Zgłosiły się wtedy 62 osoby, część z nich z różnych przyczyn zrezygnowała albo odpadła. I zostało 8 autorów do których później dołączyłem ja, mój brat i mój kuzyn. Przy realizacji drugiego tomu skontaktowaliśmy się z osobami, które były zainteresowane pierwszą książką. To znaczy zapisały się na naszą listę mailingową, wsparły projekt lub chciały wziąć udział w pierwszym tomie, ale zwyczajnie nie zdążyły. Niektórzy dostali imienne zaproszenie do pierwszego etapu rekrutacji. Zgłosiło się 30 osób i z tych zostało 11.
Oliwia Bojar: Swój pomysł tworzenia książki w taki sposób starasz się promować także podczas warsztatów. Co wynika z tych spotkań?
Łukasz Kiełbasa: Warsztatami i spotkaniami staram się promować alternatywny sposób pisarstwa, w którym autor nie zamyka się sam w ciemnym pokoju tylko tworzy opowieść w grupie. Najpierw budujemy skrypty czyli szkic opowieści, a potem to rozwijamy, jak przy książce. Tworzymy opowieści grupowo po 4-5 osób, uczymy się na podstawie burzy mózgów budować historie, z których potem może uda nam się coś wybrać do opracowania kolejnego zbioru opowiadań.
Oliwia Bojar: Czy trudna to jest droga od pomysłu do realizacji wydania książki?
Łukasz Kiełbasa: Książkę nie trudno jest wydać jeżeli ma się pieniądze. Jeżeli się ich nie ma, można posiłkować się, jak my, finansowaniem społecznościowym lub wysyłać publikację do różnych wydawnictw (to metoda bez kosztowa). Przy pierwszej części "Horroru..." posiłkowaliśmy się pomocą od zainteresowanych. Mimo tego znaczną część prac i tak sfinansowaliśmy sami, była to korekta, redakcja, skład i nie tylko. W tej chwili można powiedzieć, że jesteśmy finansowo na zero z pierwszym "Horrorem". Byliśmy już kilka razy, ale dodruki powodują uruchamianie licznika od nowa. Oczywiście w wypadku pierwszego "Horroru" akcja polakpotrafi pomogła, ale to nie była nawet 1/3 wszystkich kosztów.
Oliwia Bojar: Czy ludziom się to podoba tzn. książka, pomysł na nią, zasady wsparcia finansowego?
Łukasz Kiełbasa: Dużej większości osób tak - pomysł opisywania snów, realizacja tego pomysłu. Zdarzały się też głosy krytyki, ale wydaje mi się, ze samo pisanie na podstawie snów wymaga tego, żeby te opowiadania były inne od typowej literatury grozy. Jeżeli ktoś liczy na coś tradycyjnego to może się zawieźć.
Oliwia Bojar: Życzymy, aby nikt się nie zawiódł i dzięki za rozmowę.
Łukasz Kiełbasa: Ja również dziękuję.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz